W połowie 2020 roku Giant zaprezentował nową generację swojego sztandarowego roweru szosowego, czyli Giant TCR. Model, który zrewolucjonizował podejście do projektowania maszyn wyścigowych, doczekał się swojej dziewiątej wersji. I choć na pierwszy rzut oka nie różni się ona niemal niczym od poprzednika, to drobne detale sprawiły, że rower jeździ (ponoć) lepiej niż kiedykolwiek. W zeszłym roku przesiadłem się na TCRa. Początkowo miał być czerwony z 2019 roku, ale był niedostępny. Także “musiałem” zdecydować się na najnowszy model, ale w czerni. Teraz, po blisko roku już mam wyrzutów sumienia, że nie jest czerwony. Jestem zadowolony, bo czuję dużą różnicę w stosunku do mojego starego Specialized Allez. Jadę płynniej i z mniejszym zmęczeniem, ale o tym napiszę już niżej.
GIANT TCR – nowa generacja projektowania ram
Pierwszy Giant TCR, który zaprezentowany został ponad 20 lat temu, był czymś zupełnie nowym w skostniałym świecie rowerów szosowych. Nie wyglądał jak żaden inny rower dostępny w tamtych czasach – krótki tylny trójkąt czy mocno opadająca górna rura od razu rzucały się w oczy. Zaprojektowany został przez Mike’a Burrows, niezwykłego projektanta, który stał między innymi za rowerem Chrisa Boardmana, na którym w 1992 roku zdobył złoty medal olimpijski w wyścigu na dochodzenie. Także Giant TCR rodowód ma niczego sobie.
W 2021 roku Giant wypuścił nową generację tego roweru. Od poprzedniej generacji różni się – na pierwszy rzut oka – drobnymi detalami. Prawda jest jednak taka, że to nowa konstrukcja zbudowana z uwzględnieniem hamulców tarczowych oraz większym naciskiem na aerodynamikę. Trudno mi ocenić jaka jest realna przewaga nad poprzednią generacją, ale gdyby jej nie było, to pewnie nie byłaby to nowa wersja. Tylko zmienione malowanie.
Ale do rzeczy. Uwielbiam wygląd tej ramy. Raz, że jest ładna i dwa, że niezwykle estetyczna. To – poza ceną – były dwa powody, które przemawiały za jej wyborem. Oczywiście, hamulce szczękowe także przyczyniły się do tego.
Rama wykonana jest w całości z karbonu. Nazwanego ładnie kompozytem węglowym Advanced – dobrze wiemy, o co chodzi. Tak, samo z kolorem, który został określony jako carbon. Po prostu jest czarny. Nowością natomiast jest w pełni wykonany z włókna węglowego widelec. Tak, tym razem wszystkie modele są w pełni karbonowe. Podoba mi się to.
Komponenty Giant zastąpiłem w większości własnymi
Giant TCR Advanced zostaje dostarczony w pełnym pakiecie. Wszystkie komponenty czyli sztyca, siodełko, mostek czy kierownica, a nawet koła z oponami to produkty własne Gianta. Są to produkty dobrej jakości, ale jednak jestem przyzwyczajony do innych producentów, dlatego też odbierając rower wymieniłem je na własne. Poza sztycą, która dedykowana jest do tego roweru.
Kierownicę i mostek zastąpił zintegrowany kokpit Toseek. Jest sztywny, dobrze wykonany, ale stwarza pewne problemy. Podstawowym jest jego montaż na rurze sterowej. Producent wymyślił sobie system, w którym dwie śruby wkręcają się w siebie, przez co czasami lubią się poluzować. Dzięki temu nauczyłem się sprawdzać ich dokręcenie przed każdą jazdą, żebym nie skończył z widelcem w jedną stronę i kierownicą w drugą. Nie mam umiejętności Sagana, żeby w trakcie jazdy dokonywać takich poprawek. Owijka, którą założyłem to produkt Gianta – dwukolorowa Giant Stratus Lite 3.0. Jest niezwykle wygodna, strukturą bardzo zbliżona do Supacaza. Ogólnie polecam. Jako punkt montażowy dla Wahoo Elemnt Bolt służy oryginalna łyżeczka od tego producenta, ale będę szukał czegoś innego żeby ją zastąpić i móc używać jednocześnie oświetlenia i komputera. Pewnie stanie na jakimś K-Edge.
Oryginalne siodełko Giant Approach zastąpiłem Specialized Power. Jeżdżę na nim już kilka lat i nie wyobrażam sobie zmiany. Aczkolwiek, patrząc na jego stan, zaczynam rozważać wymianę. Zamęczyłem je niemiłosiernie, dlatego powoli zastanawiam się nad nowym. W teorii powinienem wybrać ten sam model, ale mam ochotę spróbować Pro Stealth. Ludzie je sobie chwalą, więc nie może być chyba złe, co nie?
Koła też zmieniłem, ale o tym napiszę oddzielny akapit.
Equator 45 mm – aerodynamika i problemy
No dobra, głupio pisać o kołach, które dostało się za darmo, że są słabe. No bo nie są. Ale mam z nimi trochę problemów i nie ma miesiąca, żebym nie myślał o ich sprzedaży i kupnie czegoś innego. Jak na przykład Nextie, które już kiedyś testowałem i muszę w końcu przywrócić tekst na bloga po tych wszystkich remontach na stronie. Albo także sprawdzone przeze mnie Vinci. Ogólnie opcji jest dużo i każda wydaje się równie dobra. Nie ukrywam, że kuszą mnie też tak polecane przez wszystkich Evanlite.
Wykonane są z niezłego karbonu. Są całkiem sztywne i dobrze przyśpieszają, ale to wszystko, co dobrego można – według mnie – o nich powiedzieć. Oszem, Giant TCR wygląda na nich świetnie. Ale mimo wszystko materiały, które zostały użyte do ich wyprodukowania nie są najwyższej jakości. Bardzo chętnie łapią luzy, a łożyska rozsypały się po jakichś 6 czy 7 tysiącach kilometrów. Piasty to wyrób własny Equatora (w każdym razie tak jest brandowany), ale dla mnie to najzwyklejsze w świecie Powerway R13 (czy jakoś tak). Przy okazji wymiany łożysk myślałem o wymianie piasty na coś bardziej normalnego, typu DT Swiss, ale ich dostępność pod hamulec szczękowy to trochę żart. Jeszcze trochę i zacznę żałować, że zdecydowałem się na szczęki… a czekaj, jednak nie. To raczej nie przyjdzie prędko, jeśli wcale. Aczkolwiek wiem, że wybierając następny rower za te 3-4 lata pewnie już wyboru żadnego nie będę miał.
Giant TCR jeździ jak marzenie
Do czego można porównać jazdę na TCRze? Wiadomo, że dużą robotę robią koła na wyższym stożku, sztywny karbonowy kokpit i dobrze dobrane siodełko, ale jest to jazda niezwykle przyjemna, zarówno po płaskim jak i podczas pokonywania jakichś hopek czy wzniesień. Na prawdziwych górach jeszcze nie miałem okazji go sprawdzać, aczkolwiek mam nadzieję zrobić to w niedługim czasie.
Jednak jakie wnioski nasuwają mi się po roku jazdy na tym sprzęcie? Osobiście, do szczęścia nie potrzebuję nic więcej. Rama jest sztywna i dobrze prowadzi się w każdych warunkach. Porównując ją z moim poprzednim Allezem czuć ogromną różnicę w trakcie jazdy pod wiatr – używam mniejszej mocy, by jechać szybciej. Te wszystkie marketingowe chwyty o spłaszczaniu rurek, nadawaniu im profili aerodynamicznych, NACA i tysiące innych pierdół to nie kłamstwo i jak dla mnie to faktycznie działa.
Oczywiście mówimy o porównaniu sprzętu z 2021 z rowerem z 2012. Bo jak sięgam do moich jazd na Specu S-Worksie już tak pięknie nie jest. Czasy są porównywalne, a nawet wygrywa Giant TCR. Ale zanim ktoś rzuci tekstem – jak to, rower za jakieś 10 tysięcy jeździ tak samo dobrze jak creme de la creme szos za 50 tysi, to bierzcie pod uwagę, że sam się przez te 3 lata sporo zmieniłem. Jeżdżę więcej, jem dużo lepsze i bardziej przemyślane pod kątem składników posiłki czy – po prostu – mam lepszą pozycję na rowerze. Bo trudno jest idealnie dopasować pozycję podczas tygodniowego testu. Jest to dużo łatwiejsze, kiedy ma się własny rower i malutkie poprawki można wprowadzać przez cały czas.
Podoba mi się, jak ten rower przyśpiesza i trzyma prędkość. To bardzo dobra maszyna zarówno do ataku podczas wyścigu w górach, jak i mocnej jazdy po płaskim. Pamiętajcie jednak, że nie wiem jak ten rower jeździ na kołach i oponach, na których można go kupić. O oponach Gavia słyszałem różne opinie. Jednak większość skupiała się na tym, że razem z kołami były to kowadła. Ciężkie, o dobrej przyczepności, ale wysokich oporach toczenia.
Giant TCR Advanced to rower kompletny
Giant TCR Advanced na którym jeżdżę to w moim osobistym odczuciu rower kompletny, który nie potrzebuje niczego więcej, by na amatorskich ustawkach czy wyścigach dobrze prezentować się z przodu. Potrzebny jest tylko mocny zawodnik, którym niestety nie jestem. Ale nawet ze mną za sterami radzi sobie lepiej niż ktoś mógłby to przewidzieć.
Napęd w postaci Shimano 105 z korbą 52/36 oraz kasetą 11/30 daje dużo możliwości. W tym zakresie nie zmieniłem – jeszcze – nic. Bo pewnie jakieś zmiany się pojawią. Po cichutku liczę na 12 rzędową Shimano Ultegra Di2 (jak już wyjdzie). Aczkolwiek nie pogardzę także Shimano 105 Di2 (jeśli kiedykolwiek wyjdzie). Według mnie grupa elektroniczna, to jedyne czego brakuje temu rowerowi. Ale też nie jest to warunek konieczny, który przesądza o jego być lub nie. Po prostu taka fanaberia.
Wiele osób stając przed wyborem nowego roweru zastanawia się nad aero maszyną oraz właśnie rowerem wspinaczkowym, takim jak Giant TCR. Sam miałem ten dylemat i postawiłem na lżejsze rozwiązanie. Dla mnie ten rower po prostu wyglądał lepiej od na przykład Giant Propel czy innego roweru aero z mojej półki cenowej. Bo Spec Venge, Bianchi Oltre czy inne Pinarello Dogma chwilowo nie jest dostępny dla mojego portfela 😉
Nie zmienia to faktu, że dzięki nowym trendom, rowery wspinaczkowe są teraz także optymalizowane pod kątem aerodynamiki. TCR na pierwszy rzut oka niekoniecznie, bo brak mu chociażby obniżonego tylnego trójkąta. W teorii. Bo według mnie on jest, ale przechodzi płynnie z rury górnej w tylny trójkąt i przez to nie rzuca się tak w oczy. Owszem, trójkąt wciąż idzie dosyć wysoko, ale jak dla mnie, jest on obniżony.
Wewnętrzne prowadzenie linek to już standard w tym segmencie cenowym i w rowerach wyścigowym, więc nie ma co o nim wspominać. Warto mieć jednak na uwadze, że nie są one schowane na całej długości. Wchodzą one w ramę na rurze głównej, przez co nawet w przypadku Di2 będą one widoczne. W końcu nie można mieć wszystkiego.
Czy mając większy budżet wybrałbym inny rower?
Nie. Mógłbym wziąć pod uwagę jeszcze wersję Advanced SL, bo jeszcze ona była dostępna pod hamulce szczękowe. Aczkolwiek, posiłkując się stroną weightweenies różnica pomiędzy SL, a zwykłą to tylko 60 gramów na ramie. W grę wchodzi jeszcze standard overdrive z większymi łożyskami i lepszą sztywnością w główce ramy. Jednak nie miałem takich środków na koncie i dlatego zdecydowałem się na zwykłe Advanced uzupełnione o moje ulubione komponenty z Specialized Allez.
Z tego, co widziałem to na 2022 rok ta wersja TCRa wciąż jest dostępna. Także jeśli szukasz roweru dobrego do jazdy po płaskim i pod górę, sztywnego i dobrze przyśpieszającego to nie wahaj się ani chwili. Z całego serca go polecam. Pamiętaj tylko, że będziesz mieć czuć inne odczucia względem komponentów i kół – ja na zestawie, który wyjechał z fabryki, nie przejechałem nawet kilometra.
Giant przez te wszystkie lata był w cieniu innych, wielkich producentów. Nie ma takiego marketingu i grona zagorzałych fanów, niemal fanatyków, jak na przykład Specialized. Jednak tak jak Spec ma swoje sprawdzone rozwiązania, które wpływają pozytywnie na przyjemność z jazdy. Dobrym przykładem jest tutaj ich model górski, czyli XTC SLR. I nie, wcale nie wrzucam tutaj odnośnika do niego, żeby poprawić sobie pozycję w wyszukiwarkach. Ale byłoby fajnie, jakbyś kliknął w ten odnośnik 🙂 Oczywiście po tym, jak skończysz czytać ten wpis.
Podsumowując – Giant TCR Advanced na Shimano 105 R7000 to wybór doskonały na rower wspinaczkowy. Stosunkowo lekki jak na rower poniżej 10 tysięcy złotych (bo bez zniżek ze sklepów kosztuje 8499 złotych). Ze świetną geometrią i dobrą, acz nie tak dobrą jak w typowych rowerach aero, aerodynamiką. To trochę rower, który wciąż stoi w rozkroku pomiędzy swoimi poprzednimi generacjami, a rowerami przyszłości. Nie mam wątpliwości, że kolejna wersja tego sprzętu może trochę namieszać na rynku. Strasznie żałuję, że w sezonie 2021 żaden zespół World Tourowy nie jeździł na tych maszynach, bo z pewnością przyczyniłyby się do licznych sukcesów kolarzy.